Jesteś tak blisko, że mnie nie słyszysz

Jesteś tak blisko, że mnie nie słyszysz

Jesteś tak blisko, że mnie nie słyszysz

Zuza Piontke

Trzy lata temu dokonałam mojego pierwszego coming outu i podzieliłam się historią życia z MRKH (Mayer-Rokitansky-Küster-Hauser syndrome). Był to jeden z najtrudniejszych i ważniejszych momentów w moim życiu, który czasem wciąż ma przykre konsekwencje, ma wpływ na moje relacje i sposób, w jaki jestem odbierana. Jednak nie żałuję tego, że postanowiłam podzielić się moją historią i tym samym wspierać osoby, które tego potrzebują. Niestety szybko zostało mi narzucone bycie osobą interpłciową, bez uprzedniego wyjaśnienia co to oznacza, i zostałam zaproszona do społeczności, której w tamtym momencie nie chciałam być częścią. Wszystko to było dla mnie wtedy zupełnie niezrozumiałe. Moja niechęć wynikała z niewiedzy, niepewności i strachu, bo było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Chyba po prostu się bałam. A nie dla wszystkich było to jasne – bo przecież skoro zabierasz głos i dzielisz się swoją historią, to istnieje założenie, że jesteś odważna, wszystko przepracowałaś i jesteś w stanie sobie ze wszystkim poradzić. Ale ja tak się nie czułam.

Dopiero kilka miesięcy temu zaczęłam określać siebie jako interpłciową kobietę. I po raz kolejny , to jak ja definiuję siebie zostało wystawione na próbę. Podczas udzielania wywiadu jedna z dziennikarek zaczęła podważać bycie bezpestkową (osobą z MRKH) jako bycie osobą interpłciową. Zaraz potem ktoś uznał, że przecież to nic nowego i mój bezpestkowy coming out był jednoznaczny z definiowaniem siebie jako inter (osoba interpłciowa). Wychodzi na to, że ponieważ mam MRKH jestem gdzieś pomiędzy byciem kobietą a byciem queer, wiecznie niewystarczająca i niedopasowana. Przynajmniej to najczęstsza narracja o osobach z MRKH. Niektórzy uważają, że nie należy nam się przynależność do kobiecych kręgów z powodu braku miesiączki i niemożności zajścia w ciążę. Ale z drugiej strony, ponieważ większość z nas jest na siłę wciskana w heteronormatywną szufladkę trudniej jest nam stać się częścią queerowej społeczności, do której część z nas chce należeć, ale nie może się w niej odnaleźć.

Osoby bezpestkowe są uciszane. W Polsce mało który lekarz jest w stanie udzielić nam pomocy. Ciągle musimy ich edukować, udawać i dostosowywać się, a gdy już zabieramy głos, to okazuje się, że musimy dopasować się do przestrzeni, która została nam dana.  W ciągu ostatnich trzech lat zrozumiałam, że dawanie komuś przestrzeni na wypowiedź jest nie tylko bardzo ważne, ale również stanowi wyzwanie. Osoby sojusznicze nie powinny naciskać na kogoś, żeby dzielił się swoją historią lub określać go w konkretny sposób. To wydaje się całkiem proste i logiczne, ale w tym wszystkim łatwo się zatracić i zbliżyć na tyle, że przestajemy słyszeć osobę, której dajemy przestrzeń  do wypowiedzi. Bycie sojusznikiem wymaga nie tylko chęci do działania, ale także dużej dawki empatii i chęci słuchania, co nie każdy ma lub jest w stanie zaoferować. Jeśli chcesz być dobrym sojusznikiem, musisz pamiętać, że ktoś dzieli się z tobą swoim doświadczeniem i że stajesz się odpowiedzialny za przesłanie tej osoby.

Chciałabym po prostu móc działać bez zastanawiania się jak ktoś będzie mnie odbierał, co ktoś o mnie pomyśli, jak zinterpretuje to, co powiedziałam lub zrobiłam. Chciałabym móc działać nie myśląc o tym, że muszę się pilnować, by dostosować się do czyichś zasad. Chciałabym przestać myśląc o tym, jak aktywizm wpływa na moje codzienne życie. Bez przerwy się tego boję i jestem już zmęczona tym strachem. Chcę w końcu móc myśleć o sobie i się za to nie obwiniać.


*Bezpestkowe to projekt założony w 2018 roku, którego celem jest nie tylko aktywne wspieranie osób z zespołem Mayera-Rokitansky’ego-Küstera-Hausera, ale także podnoszenie świadomości i edukacja społeczeństwa. Nazwa odnosi się do nasienia owocu i porównuje je do macicy—owoc pestkowy różni się od owocu bez pestek tylko tym, że ma nasienie, które przecież niczego nie definiuje. bezpestkowe.pl 


This piece has been translated into English – You’re so close you can’t hear me.

Back to top